0
Tom Stedd 1 listopada 2017 14:27
Litwa to jak wiadomo sąsiad Polski, ale kilkunastogodzinna podróż autokarem nie była naszym marzeniem, dlatego gdy pojawiła się okazja tanich lotów WizzAir z Warszawy, skwapliwie skorzystaliśmy z tej możliwości. Dołożyliśmy tani nocleg w bardzo dobrym Hotelu Panorama (jeszcze z okresu dawnych, tanich czasów na makemytrip – 42 euro za pokój za trzy noce ze śniadaniami) i zabrakło nam tylko pogody do pełni szczęścia. Pół na pół zachmurzonego nieba i deszczu – nie o takiej wycieczce marzyliśmy, ale po kolei.

Przelot z Warszawy trwał niecałą godzinę, a po wylądowaniu przeszliśmy kilkadziesiąt metrów z płyty lotniska do hali. Wyszliśmy ze strefy przylotów i podobnie, jak sporo innych osób byliśmy zdezorientowani, czy aby nie pomyliliśmy drogi? Wnętrze wyglądało jak na dworcu kolejowym sprzed stu lat, było po prostu inne, niż przyzwyczaiły nas już odwiedzone lotniska. Nawiasem mówiąc było to bardzo pozytywne zaskoczenie.







W holu znajduje się informacja turystyczna, w której porad udzielała osoba biegle władająca językiem polskim. Standardowe pytania o darmowe mapy, przewodniki i informacje, jak dotrzeć do miasta. A sposobów jest kilka. My wybraliśmy autobus miejski (bilet u kierowcy za 1 euro), którym podjechaliśmy pod sam hotel. W kierunku centrum jeżdżą jeszcze taryfy (ok. 15-20 euro) i pociągi (stacja jest ok. 300 metrów od hali, jest słabo widoczna, gdyż znajduje się w zagłębieniu – koszt 0,70 euro, płatne u konduktora). Po Wilnie jeżdżą jeszcze trolejbusy i autobusy pośpieszne (z literką G). Dopóki mi nie wytłumaczono tego, to dziwiłem się, czemu kursują pojazdy oznakowane np. czarną jedynką, czerwoną jedynką i jedynką z dopiskiem G.

Pod Stare Miasto można dojechać od strony południowej z lotniska autobusami jadącymi na dworzec kolejowy (Stotis) i stamtąd po przejściu dosłownie 300 metrów można znaleźć się w pobliżu skraju Starego Miasta. Przy dworcu kolejowym jest jeszcze dworzec autobusowy, a pociągi kursują np. do Kowna lub za granicę. Ceny nie są małe, ale też nie najwyższe. Przejazd do Kowna w dwie strony to niecałe 20 euro (około 1,5 godziny jazdy).

Wilno to miasto nostalgiczne, z trudną historią i mnóstwem zabytków. Obecny skład narodowościowy to 83,7% Litwinów, 6,6% Polaków, 5,3% Rosjan, 1,3% Białorusinów, 0,6% Ukraińców i 3,3% innych narodowości. Przed wojną proporcje te były zupełnie inne, większość stanowili Żydzi i Polacy, nic zatem dziwnego, że w stolicy Litwy jest mnóstwo śladów polskości i bardzo dużo ludzi mówi w naszym języku.

Spacer rozpoczęliśmy od szukania śladów Żydów w Wilnie (to taki mały konik mojej dziewczyny) i oczywiście od Starego Miasta i Ostrej Bramy z cudownym obrazem Matki Boskiej. Obraz znajduje się w odrębnej kaplicy przy kościele św. Teresy, do której dochodzi się korytarzem i schodami. Zawsze można spotkać tam ludzi modlących się lub zwykłych turystów.









Nie dajcie się nabrać żebrakom stojącym przed kościołem – smutnym głosem będą prosić o wsparcie, nawet o „polską złotówkę”. Natknąłem się na takiego jegomościa, który wkrótce „co łaskę” przemieniał w butelki piwa w pobliskim supermarkecie.

Tuż obok kościoła św. Teresy znajduje się cerkiew Świętego Ducha, a w nim trzy zmumifikowane ciała świętych prawosławnych Antoniego, Jana i Eustatiusa. Umiejscowione są one centralnie pod szklaną taflą, ale w wyjątkowych sytuacjach szkło jest uchylane i wierni mogą dotknąć (na szczęście ubranych) relikwii.







Na wprost cerkwi Świętego Ducha znajduje się cerkiew Świętej Trójcy i klasztor Bazylianów. W jego obrębie można znaleźć budynek dawnego więzienia, w którym przetrzymywany był Adam Mickiewicz i umowna cela Konrada znana z „Dziadów III” tego wybitnego polskiego poety. Niestety, w czasie naszej wizyty cały kompleks cerkiewny był w remoncie i nie mogliśmy ich zwiedzić.











Następnie pochodziliśmy jeszcze po Starym Mieście, oglądając z zewnątrz lub wewnątrz kilka innych budowli sakralnych, m.in. kościół Świętego Kazimierza i cerkiew Świętego Mikołaja. Natrafiliśmy również na zniszczony kościół, którego nie było na mapie, a dojście do niego było zablokowane.







Wcześniej widzieliśmy halę targową, więc postanowiliśmy do niej wrócić pod koniec dnia. W środku duże zdziwienie – praktycznie 80% sprzedających mówiło po polsku, prawie każdy proponował skosztowanie sprzedawanych smakołyków, a trzeba przyznać, że wiele wyrobów mlecznych, wędlin, czy marynowanych warzyw wyglądało przepięknie. Ceny jednak były dość wysokie – jak nas uświadomiono, po wprowadzeniu na Litwie waluty euro ceny poszybowały strasznie w górę. Potwierdzenie tej tezy można spotkać w każdym sklepie, ale to temat na inną opowieść.

Po południu zdecydowaliśmy się na wizytę na cmentarzu na Rossie. O tym miejscu słyszał na pewno każdy Polak i Litwin, bo nekropolia ta jest miejscem pochówku wielu mniej lub bardziej znanych osobistości, np. Joachima Lelewela, czy członków rodziny Piłsudskich. Przed nekropolią znajduje się mauzoleum Matka i serce syna, czyli grób Marii Piłsudskiej i serce jej syna Józefa, marszałka Polski. Obok niego stoi rząd nagrobków żołnierzy poległych w walkach o Wilno w latach 1919-1920 i żołnierzy AK poległych w 1944 roku. Płyta mauzoleum była cała zasypana liśćmi, więc uporządkowaliśmy nieco teren. Taki mały przejaw patriotyzmu…









Sam cmentarz na Rossie jest bardzo duży, jego historia sięga kilkaset lat wstecz. Wiele nagrobków jest zrujnowanych, ale trafiają się piękne pomniki, jakich już nie wykonuje się współcześnie. Spacer między nimi wywołuje naprawdę dużą nostalgię.























Właśnie przed chwilą w telewizji leciał program o cmentarzu na Rossie. Robiąc poniższe zdjęcie nie miałem pojęcia, że renowację tego pomnika współfinansował piosenkarz Ryszard Rynkowski, przekazując na ten cel honorarium z jednego z koncertów.



Drugiego dnia postanowiliśmy skorzystać z free touru (na każdym wyjeździe preferujemy tą formę zwiedzania nowych miast). Grupa była zróżnicowana: turyści byli z Australii, Turcji, Maroka, Niemiec, czy Szwecji. Jak widać, Wilno przyciąga ludzi z całego świata.
Nasza przewodniczka oprowadziła nas po mniej znanych miejscach, ale oczywiście nie mogło zabraknąć kilku pozycji z serii „musisz zobaczyć”. Duża dawka historii Wilna i Litwy, często nawiązującej do historii Polski i wiele nieznanych faktów dała nowe wyobrażenie o tym państwie. Litwini na pewno są dumni ze swojej ojczyzny, języka i historii, ale nie zapominają o przeszłości i to się ceni. Podczas spaceru usłyszeliśmy o losie litewskich Żydów podczas II wojny światowej i zniszczeniu wielu synagog oraz całej dzielnicy żydowskiej.

Żeby nie popadać tylko w sentymenty i martyrologię, przewodniczka zabrała nas do dziwnego miejsca – Republiki Użupio, czyli Republiki Zarzecze (dzielnica Wilna). W przeszłości były to najbardziej zaniedbane tereny stolicy, aż do momentu, gdy sprawy w swoje ręce wzięli artyści i miejscy aktywiści. Ogłosili oni powstanie niezależnej republiki, która posiada swoją konstytucję i władze, ale oczywiście ma to wymiar wyłącznie happeningu i nikt poważnie nie traktuje tych deklaracji. Chodząc po tym terenie nie spotkaliśmy ani jednego artysty, człowieka wyzwolonego, czy hippisa, ale za to można wydać pieniądze w kafejkach, czy sklepikach. Komercja rules. Kilkanaście nietypowych budynków, obrazy, graffiti, czy instalacje artystyczne to całe bogactwo Republiki Użupio. W sumie nic ponad kolejną ciekawostkę turystyczną.

























W pobliżu znajdują się pomnik Adama Mickiewicza i trzy kościoły – Świętego Franciszka i Bernarda, Świętej Anny i Świętego Michała Archanioła (obecnie Muzeum Dziedzictwa Kościelnego). Jeśli warunki pogodowe temu sprzyjają, można pospacerować po słynnych ogrodach bernardyńskich.











Niedaleko kościołów znajduje się kolejny słynny punkt Wilna – ulica Literatów. Przy niej mieszkał Adam Mickiewicz i tu został aresztowany. Obecnie wzrok przykuwa kilkadziesiąt różnych tabliczek dedykowanych literatom w jakiś sposób związanych z Litwą. Nie zabrakło oczywiście akcentów polskich: Miłosza, Słowackiego, Gałczyńskiego.







Ostatnim akcentem free touru były zrekonstruowany Zamek Dolny (dawna siedziba wielkich książąt litewskich i królów polskich), bazylika archikatedralna Świętego Stanisława Biskupa i Świętego Władysława (z grobowcem świętego Kazimierza) oraz dzwonnica przed nią. Nad zamkiem góruje baszta Giedymina, na którą można wjechać lub wejść, a w tle widoczna jest słynna instalacja na Górze Trzykrzyskiej (trzy białe wysokie krzyże).













My zwiedziliśmy zamek następnego dnia (3 euro) i trzeba przyznać, że może się podobać. Nie za często można zobaczyć np. buty sprzed kilkuset lat. Wielbiciele nowości technologicznych mają możliwość przeżycia przygody w wirtualnej rzeczywistości (za 1 euro). Ogólnie polecam, ale trzeba przygotować się na minimum dwie godziny zwiedzania. Warto poszukać w muzeum wejścia na punkt widokowy i popodziwiać panoramę Wilna. Niestety, deszcz mocno zaburzył oglądanie pięknych widoków.



























Po zakończeniu free touru rozpoczęliśmy własny ciąg dalszy wycieczki. Celem było polecane Muzeum Pieniądza (darmowe) i Muzeum Ofiar Ludobójstwa, zwane prościej muzeum KGB (odpłatne). Pierwszy obiekt jest niewielki i spokojnie w pół godziny, maksymalnie godzinę można go zwiedzić. Różne formy pieniądza na przestrzeni wieków, prezentacje banknotów, monet, historia bankowości to tylko część z prezentowanych atrakcji. Muzeum jest podzielone na sale: historii pieniądza, wystaw i edukacji, historii bankowości, pieniądza współczesnego i pieniądza Litwy. Ciekawostką jest na pewno waga, która przelicza naszą masę na wartość w złocie, srebrze i platynie. Fajnie dowiedzieć się, ile jest się wartym.













Muzeum KGB jest kilkupiętrowe i pokazuje martyrologię narodu litewskiego głównie w minionym wieku. Czasy wojenne, okupacja radziecka, reżim stalinowski, potem silny wpływ komunizmu i wywalczenie niepodległości – każdy z tych okresów to tysiące ofiar i właśnie im poświęcone jest to muzeum. Niestety, darmowe robienie zdjęć było wykluczone, więc nie mamy żadnych zdjęć z tego obiektu. Duże wrażenie robią autentyczny korytarz z celami i miejsce rozstrzeliwań ofiar, w którym puszczany jest fragment filmu „Katyń” prezentującego egzekucje dokonywane przez NKWD. Wiem, że to nieporównywalne, ale gdy ma się za sobą wizyty w polskich obozach koncentracyjnych, czy muzeach typu Pawiak w Warszawie, to wrażenia z muzeum KGB są nieco mniejsze.

Chcieliśmy jeszcze odwiedzić ekspozycję przy ulicy Pamėnkalnio upamiętniającą ofiary holokaustu, ale jako że była sobota, nie była udostępniona do zwiedzania. Trochę trudno jest je namierzyć, bo przy głównej ulicy znajduje się jedynie tablica informacyjna, a sam obiekt to zielony drewniany dom w podwórzu. W drodze powrotnej przeszliśmy tylko koło kilku ciekawych miejsc bez głębszego ich zwiedzania, bo spacer w mokrych ubraniach nie był szczytem marzeń.







Zła pogoda uniemożliwiła zwiedzenie pozostałych atrakcji Wilna. Pozostało na naszej liście jeszcze kilkanaście budowli sakralnych, ciekawe muzea i część miasta za rzeką. Wilno to oczywiście również zwykłe miasto z galeriami handlowymi, restauracjami, sklepami znanych marek (nawiasem mówiąc pierwszy raz w życiu widziałem na żywo Rolls-Royce’a). Widać, że boom turystyczny dopiero przed tym miastem. Ludzie są otwarci, nie spotkaliśmy się z żadnymi negatywnymi emocjami, mimo czytanych w internecie „porad”, żeby nie zaczynać rozmowy po polsku, bo można obrazić rozmówcę. Opiekun zmumifikowanych ciał w cerkwi był tak uprzejmy, że pozwolił mi zrobić zdjęcia, mimo zakazu („Na zdrowie, rób ile chcesz”). Sprzedawczynie w hali targowej, w supermarketach, czy na dworcu posługiwały się chętnie naszym językiem i nie zapominały nagle polskiego. Oczywiście spotkaliśmy również osoby mówiące wyłącznie po litewsku lub rosyjsku, ale wydawało nam się, że były w … mniejszości.

Stolica Litwy poczeka na nas jeszcze kilka miesięcy, bo na pewno do niej wrócimy. Tanie loty, bliskość Polski i atmosfera taka, jaką lubię to największe zalety Wilna. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś pojechał do tego miasta na trzydniowy melanż – nostalgiczność tego miasta na to nie pozwoli.



Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz