0
Tom Stedd 9 maja 2018 22:12
Wcześniejsze blogi o pobycie w Kijowie i Czarnobylu:

Kijów i free tours
http://tom-stedd.fly4free.pl/blog/3168/kijow-i-free-tours/

Kijów – podejście drugie, nie ostatnie
http://tom-stedd.fly4free.pl/blog/3336/kijow-podejscie-drugie-nie-ostatnie/

Czarnobyl – Prypeć
http://tom-stedd.fly4free.pl/blog/3167/czarnobyl-prypec/

Kijów – podejście trzecie, nie ostatnie
https://tom-stedd.fly4free.pl/blog/3412/kijow-podejscie-trzecie-nie-ostatnie/



Kijów wciągnął nas na całego, nic więc dziwnego, że majówkę postanowiliśmy spędzić właśnie w tym mieście. Loty z Lublina jak zawsze tanie, bo po 123 zł od osoby RT (Wizzairze, czemu likwidujesz to połączenie???), obłożenie samolotu na poziomie 85%, noclegi w sprawdzonym Hotelu Tourist.

Po wylądowaniu udaliśmy się na pobliski przystanek i po kilku minutach oczekiwania pojawił się trolejbus nr 22, którym dojechaliśmy do stacji metra Shuliavska, skąd można dotrzeć metrem do najważniejszych miejsc w mieście. Tym razem trafiliśmy na „mówiący” trolejbus, więc wiedzieliśmy, kiedy wysiąść. Gdyby trafił się wam pojazd „milczący”, to trzeba patrzeć po jakichś 20 minutach jazdy na lewą stronę i gdy zobaczy się po zjechaniu z niewielkiej estakady „Puzatą Chatę” w otoczeniu niewielkiego bazaru i innych sklepów, to trzeba wysiąść na przystanku i przejść tunelem na drugą stronę ulicy, gdzie znajdzie się już wejście do metra. Cena za przejazd trolejbusem to 4 hrywny (bilety u kierowcy lub u konduktorki). Metro nadal kosztuje jedyne 5 hrywien, a w ramach opłaty można przesiadać się na różne linie, oczywiście bez wychodzenia na powierzchnię.

Trasę powrotną na lotnisko pokonaliśmy ze stacji Shuliavska Uberem, co kosztowało nas niecałe 70 hrywien, więc nadal jest to akceptowalna cena. Czekaliśmy wtedy na przystanku na trolejbus nr 22, ale na wyświetlaczu przystankowym pojawiały się jakieś dziwne godziny przyjazdu (raz za 3 minuty, po chwili za 17 minut), więc nie chcąc ryzykować wezwaliśmy Ubera. Okazało się, że niepotrzebnie, bo dokładnie w tym samym momencie podjechał i nasz Uber, i trolejbus.

Informacja praktyczna dla ekonomicznych podróżników nocujących w Hotelu Tourist: zamiast stołować się wieczorem w „Puzatej Chacie” znajdującej się praktycznie vis-a-vis hotelu, warto przejść się za hotel do dużego supermarketu „Novus”, w którym po godzinie 21 jedzenie przygotowywane na miejscu jest przecenione o 40%, a oferta i smak potraw są wg mnie lepsze, niż w „Puzatej Chacie”. Dodatkowo można napić się kilku fajnych piw i cydru z „nalewaka”.

Po debatach na balkonie na 25 piętrze hotelu z pięknym widokiem na Kijów i spokojnej nocy, rano przejechaliśmy metrem na stację Politekhnichnyi Instytut, skąd udaliśmy się spacerem do ZOO. Wejście nie było drogie, kosztowało bodajże 70 hrywien od osoby, ale samo ZOO może rozczarować. Teren jest dość spory, ale ogólnie wygląd i wybiegów, i budynków, i samych zwierząt nie był za ciekawy. Widać, że raczej brakuje środków pieniężnych na utrzymanie i chyba nieco pomysłu na całe ZOO.















Kolejnym naszym celem było zobaczenie meczu Dynama Kijów. Niestety, coś mi się pomyliło, że mecz ligowy Dynamo gra w sobotę (grało w piątek) i nie zobaczyliśmy od środka stadionu leżącego niedaleko stacji Majdan Niezależności. W zamian postanowiliśmy powetować sobie brak doznań sportowych zwiedzeniem obiektu Stadionu Olimpijskiego, na którym wkrótce ma odbyć się finał Ligi Mistrzów. Podjechaliśmy metrem na stację Olimpijska, skąd jest rzut beretem na stadion.





I znów pech: ochroniarz stwierdził, że wejście nie jest możliwe, ponieważ trwają prace porządkowe przed finałem LM i wycieczka jest zabroniona. Faktycznie, zmywano nawet ptasie kupki ze szklanych elementów otaczających koronę stadionu i porządkowano murawę.

Musieliśmy zadowolić się obejrzeniem znajdującego się na stadionie sklepiku Dynama Kijów i ulokowanego w nim niewielkiego, jednosalowego Muzeum Dynama. Wejście jest darmowe. W Muzeum można obejrzeć różne trofea sportowe, obrazy, zdjęcia, pamiątki i galerie piłkarzy.









Nie zabrakło oczywiście polskiego akcentu na ściance ze wszystkimi zawodnikami grającymi w przeszłości w Dynamie.









Po drugiej stronie Stadionu Olimpijskiego można zwiedzić Muzeum Braci Kliczków, a dokładniej ich bokserskiej historii. Pracownik przepraszał nas, że zepsuł się sprzęt komputerowy i nie może nam zaprezentować multimedialnej prezentacji, ale i tak wystawa pamiątek była dosyć interesująca. Rzeczy osobiste obu bokserów, postery zapowiadające walki, pasy mistrzowskie, medale itp. zdobią jedno duże pomieszczenie.











Ciekawa historia związana jest z poniższym szlafrokiem. Jeden z braci Kliczków (a właściwie po ukraińsku Kłyczków) ogłosił w mediach społecznościowych, że każda osoba, która wpłaci środki na wskazany cel społeczny, znajdzie się na jego szlafroku, w którym wyjdzie do ringu. Tym oto sposobem na odzieży pojawiło się podobno ponad dwa tysiące imion i nazwisk, a zbiórka charytatywna zakończyła się powodzeniem.





Jak większość z was zapewne pamięta, polscy pięściarze nie raz krzyżowali rękawice z braćmi Kliczko, więc i pamiątek z tym związanych nie może zabraknąć w Muzeum.









Kolejny dzień to wycieczka do Meżyhyria (Międzygórza), czyli siedziby eks prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Zapisów nazwy w internecie można spotkać naprawdę sporo, np. Meżygiria, Mezhyhirya, Mezygirya, Mezhigorie, Mezhigorye, ale jakkolwiek tego nie wymówicie, to i tak każdy będzie wiedział, o co chodzi.

Jak się tam dostać? Można skorzystać z oferty busów turystycznych stojących przy Majdanie Niezależności, ale jest to wg mnie wybór fatalny. W cenie 200 hrywien otrzymujecie przejazd na miejsce i powrót po DWÓCH godzinach! Dwie godziny w Międzygórzu? Kpina – żeby zwiedzić chociaż częściowo ten park i jego atrakcje, potrzebnych jest z 5-6 godzin.

My jako podróżnicy ekonomiczni zdecydowaliśmy się na wersję jak najtańszą: metrem spod hotelu dojechaliśmy na stację metra Heroiv Dnipra, w pobliżu której jest dworzec marszrutek. Należy popytać o dojazd do Międzygórza (my wsiedliśmy w nr 355, odjeżdżający dosłownie co 10 minut). Za bilety płaciliśmy po 12 hrywien. Po jakichś 10-15 minutach jazdy kierowca oznajmił, że pora wysiadać i pieszo musieliśmy iść jeszcze kolejne 20-30 minut między daczami, nim ujrzeliśmy wejście do kompleksu. Za wejście zapłaciliśmy po 120 hrywien (bo weekend – w dni powszednie płaci się 100 hrywien).



Przed wejściem można wypożyczyć rower lub inne mniej lub bardziej dziwne pojazdy, ale ceny są dosyć wysokie. Nie wiem, czy źle trafiliśmy, czy wyglądaliśmy na turystów do orżnięcia, ale za wypożyczenie jednego roweru na 2 godziny chciano od nas 250 hrywien, a za korzystanie bez ograniczenia czasowego po 500 hrywien. Po pomnożeniu tych kwot przez trzy osoby wyjdzie koszt bardzo wysoki, a że do tego na co dzień korzystamy chętniej z nóg, niż z różnych pojazdów, to przez cały pobyt w Międzygórzu poruszaliśmy się pieszo. Naprawdę nie jest to nic strasznego. Dla miłośników rowerów informacje "negatywne" – sporo jest naprawdę stromych podjazdów, a na zjazdach trzeba z rowerów zsiadać, żeby nie narazić innych zwiedzających na potrącenie. Pilnowały tego odpowiednie pracownice w gustownych żółtych kamizelkach.

Warto zaopatrzyć się w mapkę (koszt to 10 hrywien), ponieważ teren jest duży, ale w sumie kiepsko oznakowany. Koszt żaden, a pomoc nieoceniona.



A co to w ogóle jest to Międzygórze? To 140 hektarowy teren z dostępem do zbiornika wodnego (zwanego Morzem Kijowskim), na którym zbudowano rezydencję dla Wiktora Janukowycza, otoczonego wielką niesławą prezydenta Ukrainy. Ze słów przewodniczki wynikało, że na tym terenie pracowało około 1000 osób, ale podobno niewiele z nich wiedziało, że mieszka na nim Janukowycz. Jego przyjazdy i pobyt były pilnie strzeżone, a liczbę obsługi zredukowano do minimum.





Najważniejszą częścią Międzygórza jest rezydencja Honka, naprawdę godna królów. Być w Międzygórzu i nie zobaczyć jej od środka to tak, jakby być w Krakowie i nie widzieć Wawelu. A dostanie się do niej nie jest łatwe. Najpierw należy udać się pod ten budynek, oznaczony na mapkach jako „FOK”.



Na drzwiach wisi kartka, że zwiedzanie możliwe jest po kontakcie telefonicznym z podanym numerem i nie ma stałych godzin zbiórek. Mieliśmy chyba troszkę szczęścia (wreszcie!), bo przed drzwiami było już kilka osób, które wcześniej dzwoniły i informowały przewodników o chęci zwiedzenia Honki, dlatego czekaliśmy na to ... jedynie 45 minut.

Po otwarciu drzwi (tych z karteczką) przewodniczka pobrała od nas po 200 hrywien od osoby i rozpoczęliśmy zwiedzania od budynku „FOK”. Już on robi wrażenie, ale prawdziwe cuda zobaczy się dopiero po przejściu podziemnym korytarzem do właściwej Honki.













Z ciekawostek przekazanych przez przewodniczkę (mówiła po ukraińsku, czasami wtrącała kilka słów po angielsku) można było wyobrazić sobie skalę budowli i kosztów. Wszystko najwyższej jakości, wykonane ręcznie, do produkcji wyposażenia zatrudnieni byli najlepsi rzemieślnicy z całej Europy. Janukowycz wiedząc, że jego dni jako prezydenta Ukrainy są już policzone, przez trzy (!) dni wywoził ciężarówkami i helikopterami zgromadzone najcenniejsze dzieła sztuki i wyposażenie. Przypominają o tym symboliczne puste miejsca na ścianach, na których wisiały cenne obrazy.

Co ciekawe, Janukowycz podobno nie zapraszał do Międzygórza oficjalnych gości zagranicznych, ponieważ twierdził, że nie jest to budynek państwowy, a on w nim … nie mieszka. Dziwne, prawda?

Z zewnątrz Honka prezentuje się raczej przeciętnie. Tak od strony parku …



… a tak od strony Morza Kijowskiego



Prawdziwe skarby kryje w środku. Wszystko jest piękne, z klasą, sterylnie czyste i mega kosztowne. Należy przy tym pamiętać, że jak wyżej wspomniałem, większość skarbów i tak została wcześniej zawłaszczona przez eks prezydenta Ukrainy, który podobno żyje sobie całkiem dobrze w Rosji, a niedawno miał nawet konferencję prasową. Przejdźmy do zdjęć ze środka. Orkiestra tusz!

Jedna z wielu „zwykłych” podłóg:



Pokój do pogaduszek:







Krokodyl na stole? Proszę bardzo:



A grill na stole? Proszę bardzo:



Kunsztowne mozaiki? Też były:



Elegancja Francja?



Pokój telewizyjny z dwoma centralnie usytuowanymi fotelami dla Janukowycza i dla jego żony lub aktualnej kochanki:





Tak banalna rzecz jak winda również nie mogła być normalna:





Żyrandole i schody to coś, co robi piorunujące wrażenie:



















































Po wyjściu z Honki pozostałe atrakcje w Międzygórzu blakną przy tej przepięknej budowli. My podeszliśmy pod inny budynek, który podobno był oficjalnym miejscem bytności prezydenta Ukrainy, jednak nie można go zwiedzać w środku, a obejść wokoło można jedynie z przewodnikiem (bilet po 50 hrywien, więc sobie odpuściliśmy).



Nie przeszliśmy również do mini zoo, ale skusiliśmy się na wizytę w Centrum Kynologicznym. Szczerze mówiąc, to spodziewałem się nieco więcej po tej wycieczce, ale i tak było w miarę dobrze (koszt 50 hrywien). Wielki pasjonat psów i kotów, tresujący zwierzęta dla wojska i policji, dawno temu służący na Bałkanach z Polakami i wielki przeciwnik Putina, oprowadził nas po swoim królestwie. Zaprezentował w boksach kilkanaście psów różnych ras, wśród których przeważały psy duże, większe, największe i jeszcze większe od największych. O prawie żadnej z ras nigdy nie słyszałem, a zobaczenie na żywo takich psów to nie lada przeżycie. Widać było, że jest dumny z ich posiadania. Szkoda tylko, że nie można było robić im zdjęć w ich boksach i nie zaprezentowano nam umiejętności praktycznych na torze treningowym. Miłym akcentem był przyjazny piesek, który śmiesznie wyrzucał w powietrze tylną łapkę na znak dany od przewodnika, co wyglądało jak taniec. Zdjęcia można było robić jedynie na wybiegu z gromadką hałaśliwych psów rasy, której niestety nie zapamiętałem.











Po wizycie w Centrum Kynologicznym można pospacerować wzdłuż Morza Kijowskiego, przejść przez mostek zakochanych, obejrzeć budowaną cerkiew, ujrzeć niestety tylko z zewnątrz tzw. Domek Putina (Domek dla Gości) i obejrzeć wystawę samochodów. W drodze powrotnej warto wspiąć się na lądowisko, z którego uciekał Janukowych i przespacerować się po polu golfowym.

















Na koniec jeszcze widoczek z Honki. Janukowycz musiał kochać to miejsce.



Po zakończeniu wizyty w Międzygórzu warto zastanowić się nad ofertą busiarzy stojących pod parkiem, którzy za 50 hrywien chcieli podwieźć nas na stację Heroiv Dnipra. My (na razie) bez żalu minęliśmy ich i poszliśmy na przystanek, z którego planowaliśmy dojechać busem 355 do tej właśnie stacji za 12 hrywien. Busy oczywiście jeździły co 10 minut minut, ale po chyba pięciu wypełnionych dosłownie po brzegi marszrutach zastanowiliśmy się nad alternatywną drogą powrotną. Na szczęście zauważyliśmy pojazd Ubera, którym za 100 hrywien dojechaliśmy do Heroiv Dnipra, a stamtąd metrem do hotelu. Może mieliśmy pecha do marszrutek, może to niedziela spowodowała taki ruch, a może tak jest tam zawsze? Szczerze mówiąc to nie wiem.

Super majówka, super doznania, super pogoda. Kijowie – do zobaczenia w lipcu!

Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

bozenak 16 maja 2018 21:28 Odpowiedz
Super relacja ( i 3 wcześniejsze z Kijowa też:) . Jak będziecie w lipcu koniecznie napisz o jedzeniu :))))